Blog

Czy alergia to wynik nadmiernej higieny?

Choroby alergiczne dotykają powoli niemal każdego z nas. Jeden ma problem z suchą, atopową skórą, drugi zalewa się łzami i nie może powstrzymać kichania gdy tylko zaczyna się okres pylenia albo wejdzie w bliskie spotkanie z psem czy kotem…Są również tacy „szczęśliwcy”, którzy po spożyciu już śladowej ilości pewnych pokarmów zaczynają mieć problem z oddychaniem bądź na ich skórze momentalnie pojawia się wysypka. Mimo, że czynnik wywołujący jest inny, a objawy zróżnicowane w każdej z opisanych sytuacji, mamy do czynienia z jedną z najczęściej występujących chorób cywilizacyjnych – alergią.

Kiedyś nie było alergii…

Zauważcie, że starsze osoby często poddają istnienie tej choroby w wątpliwość. Niejeden z nas ma babcię, która na wspomnienie alergii na mleko czy gluten prycha, opatrując to stwierdzeniem, że w jej czasach nie było czegoś takiego jak alergia. Ale czy to rzeczywiście wymysł naszych czasów czy po prostu cena jaką płacimy za coraz silniejsze uprzemysłowienie?

Hipoteza higieniczności

Wiele powiedzieć nam może hipoteza Strachana, zwana także hipotezą higieniczności. Strachan, angielski epidemiolog sformułował swoją hipotezę dość dawno, bo w 1989 roku i jak sama nazwa wskazuje postulował w niej negatywny wpływ nadmiernej higieny na nasze zdrowie. Strachan badał zależność pomiędzy nadmierną higieną a zwiększonym ryzykiem rozwoju alergii, ale już kolejne badania wskazują, iż nie jest to jedyna choroba którą należałoby obserwować w tym zakresie. Wspomniany badacz wykazał, iż dzieci, które są jedynakami i zamieszkują w dużych miastach istotnie częściej chorują na alergię, aniżeli ich rówieśnicy z wielodzietnych rodzin, zamieszkujący na wsiach lub w mniejszych miastach. Pewnie większość z was zadaje sobie teraz pytanie skąd taka zależność?

Klucz do sukcesu to…

Otóż odpowiedź jest bardzo prosta – kluczem do sukcesu (czyli zdrowia) jest tu stymulacja mikrobiologiczna. Otóż w wielodzietnych rodzinach znacznie łatwiej o tzw. transmisję zakażeń. Wyjaśnimy teraz prosto o co chodzi. Powiedzmy, że rodzi się Jaś. W domu czekają już na niego dwie siostry i brat. Czekają nie tylko pełni chęci, aby go wyściskać. Jak to się często zdarza wśród dzieci siostra czeka z „przywleczonym” z przedszkola rotawirusem, a brat z katarem. I tak od najmłodszych lat układ odpornościowy Jasia musi pracować na pełnych obrotach. Zwalczać bakterie i wirusy przekazywane przez rodzeństwo oraz obecne w środowisku. Co więcej, dzieci mieszkające na wsi statystycznie częściej mają kontakt ze zwierzętami, które również są rezerwuarem bakterii, wirusów i innych „żyjątek”.

Pewnie znaczna część rodziców wzdrygnie się teraz z obrzydzeniem – a niesłusznie! Zdrowie naszego dziecka utożsamiamy często jednoznacznie z higieną – żadnych zwierząt w domu, częste mycie rąk i wyrzucanie każdego kęsa jedzenia, które spadło na podłogę! A może okazuje się, że wcale nie mamy racji? Otóż upraszczając hipotezę Strachana, nasz układ immunologiczny od najmłodszych lat powinien uczyć się co jest jego prawdziwym wrogiem – wówczas nie będzie miał czasu na „myślenie o głupotach”. Co rozumiemy pod tym enigmatycznym pojęciem? Otóż walkę z czynnikami, które tak naprawdę nie są wcale naszym wrogiem a w stanie zdrowia powinny być obojętne dla organizmu. Mowa chociażby o spożywanych pokarmach czy sierści naszego psa. Na tym właśnie polega alergia – jest to nieprawidłowa reakcja naszego układu odpornościowego na elementy neutralne i nieszkodliwe. Innymi słowy, nasza odporność chce nas bronić tylko myli wroga z przypadkowym przechodniem i strzela na oślep.

Czy możemy zapobiec alergii?

Czy kontakt ze światem mikroorganizmów na wczesnym etapie rozwoju może mieć rzeczywiście działanie prewencyjne, zapobiegające rozwojowi alergii? Tego jeszcze nie wiemy, choć wiele badań wskazuje na to, że jest taka możliwość. Pamiętajmy, że alergia jest chorobą uwarunkowaną genetycznie, ale to jeszcze nie znaczy iż u każdej osoby się rozwinie bądź będzie przebiegała z takim samym nasileniem. Równie istotne co determinanta genetyczna są czynniki środowiskowe, które mogą chorobę wywołać. Istnieje prawdopodobieństwo, iż u malucha z predyspozycją do alergii, który od pierwszych dni życia żyje tylko i wyłącznie w czystym sterylnym środowisku, bez kontaktu z nikim poza mamą, układ immunologiczny nie zostanie prawidłowo zaktywowany i regulowany – a stąd tylko krok do rozwoju alergii…

Czy namawiamy więc do wychowywania dziecka w brudzie, nie mycia rąk i spania w jednym kojcu z domowym pupilem – aby uchronić je od alergii?

W żadnym razie, ale…pamiętajmy o tym, że najzdrowszy jest umiar, a trochę brudu jeszcze nikomu nie zaszkodziło. W końcu pokolenie dzisiejszych 30 i 40 latków nie słyszało o żelu antybakteryjnym, a zdobytą czekoladą czy lodem często po równo dzieliło się z psem odgrywając znaną scenę z bajki „zakochany kundel” i… na alergię chorują stosunkowo rzadko. A jeśli wizja ograniczenia higieny was jednak nie przekonuje, zawsze warto zainwestować w psa!:) Pochodzące od niego mikroby z pewnością korzystnie zaktywują układ immunologiczny naszej pociechy!